czwartek, 19 marca 2015

16. Atak z zaskoczenia

Odkryli naszą kryjówkę, głupotą było nie dopuszczać do siebie myśli o ataku, który jak dzisiaj już wiem, był nieunikniony. Siedziałam w mojej sypialni i głaskałam swoją kotkę, gdy usłyszałam przeraźliwy huk, to był wybuch. Wdarli się do rezydencji. Straże o których istnieniu nie wiedziałam, zaczęły nas bronić, a na ich czele stanął Jacob. Nim zdążyłam zarejestrować cokolwiek więcej przy moim boku pojawili się Alice i Marcus, którzy zaczęli mnie odciągać od zamieszania. Zdaje się, że naszym celem był strych, bo w takiej sytuacji prawdopodobnie tylko tam Alice mogła otworzyć portal bez ryzyka wtargnięcia tam niepowołanych osób. Czułam jak mnie ciągną, bo inaczej nie można było tego nazwać. Moje ciało się zbuntowało i nie chciało ruszyć nawet na krok, byłam przerażona. Co innego brać udział w zaplanowanej akcji, a stać się obiektem ataku.
Schody na strych były zaniedbane i stare, pewnie dlatego się potknęłam. To wystarczyło, żebym poczuła w pasie mocny uścisk męskich rąk. Odwróciłam się i z przerażeniem spojrzałam na chłopaka, którego tak naprawdę nigdy nie znałam.
- Chyba nie myślałaś, że pozwolę ci uciec bez pożegnania, moja piękna?
Uśmiechnął się bezczelnie, co w połączeniu z jego słowami sprawiło, że Marcus zagotował się ze złości. Wydobył z pochwy miecz i pewnie wycelował nim w Tomka. W tamtym momencie żaden z nich nie przypominał siebie. Oboje stali się czujni i gotowi na atak.
Alice wykorzystała chwilę nieuwagi Tomka i dotknęła mnie swoją jak mi się wydawało, gorącą dłonią. Spojrzałam na nią przerażona. Czułam jak moje ciało, wszystkie molekuły się rozpadają, chciałam krzyczeć, ale nie mogłam. Zamknęłam oczy, po czym poczułam, że już ich nie mam. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje, nie znałam tego zaklęcia, czułam się zagubiona... I nagle zobaczyłam piękne światło otaczające Marcusa. Zrozumiałam, że mogę mu pomóc, bo jesteśmy jednością, to ja jestem cząstką, która zapełnia czarną dziurę w jego umyśle. Tylko jak się do niego dostać...
- Gdzie ona jest?! – usłyszałam krzyk Tomka.
Alice tajemniczo się uśmiechnęła, czym jeszcze bardziej rozwścieczyła chłopaka. Natomiast Marcus rozejrzał się dookoła, sprawiał wrażenie spokojnego i wydawało mi się, że mnie wyczuwa.
- Ty mała wiedźmo... – powiedział zbliżając się do Alice.
- Nie jestem wiedźmą tylko elfem, a już na pewno nie jestem mała, jestem twojego wzrostu geniuszu.
Chłopak chciał ją chwycić, ale nie zdołał, bo miecz Marcusa znalazł się przy jego szyi.
- Jeszcze krok, a pożegnasz się z życiem – powiedział poważnie Marcus.
- Nie sądzę.
Niewiarygodne, nagle cały miecz zamarzł, a jego właściciel upuścił go i szybko odskoczył do tyłu.
- Masz moc, to jej użyj, a może bez Anastazji umiesz tylko grozić poćwiartowaniem na kawałki?
- Sam tego chciałeś.
Marcus wygiął palce i wziął głęboki oddech. Widziałam jak zbiera się w nim energia, którą po chwili uwolnił i w postaci elektrycznej kuli rzucił ją w stronę wroga. Tomek odskoczył, ale Marcus stworzył już kolejną i jeszcze następną kulę. Zaczął nimi rzucać z prędkością światła. Patrzyłam na to zafascynowana dopóki nie poczułam, że ciemność wyciąga po niego swoje macki. Nie nauczyli mnie jak mogę ją przegonić, więc po prostu swoją niewidzialną ręką dotknęłam jego serca i zaczęłam przelewać do niego swoją moc. Dzieliłam się tym co i tak było jego, dawałam mu siłę której potrzebował i odganiałam ciemność, która ciągle uparcie powracała.
Oczy Tomka zwęziły się podejrzliwie. On wiedział, albo domyślał się co robię.
- Na szczęście twoja babcia dała mi coś, co pomoże mi was od siebie oderwać – powiedział z przerażającą pewnością siebie.
Tomek wyciągnął z kieszeni stary naszyjnik, który posiadał niezwykły niebieski kamień. Zanim zdążyłam pomyśleć zapatrzyłam się na biżuterię, a przed moimi oczami stanęło wszystko co przez tak długi czas pozostawało przede mną ukryte.

Ateny, starożytność
Wpatruję się w Akropol. Czekam wystarczająco długo, powinien już wrócić. Chodzę w kółko i czuję na sobie wzrok otaczających mnie ludzi. Prawdopodobnie zastanawiają się co tutaj robię sama, bo przecież powinien mnie teraz ochraniać ktoś ze straży mojego ojca, albo mój głupi narzeczony na którego czekam od dobrej godziny.
Widzę zarys jego postaci dopiero, gdy słońce zaczyna zachodzić. Wolnym krokiem zmierza w moim kierunku, ale widzę, że ledwo powstrzymuje się przed podbiegnięciem do mnie.
- Na bogów, moja pani, jesteś coraz piękniejsza.
- Nie denerwuj mnie, spóźniłeś się.
Uśmiechnął się przebiegle i nagle zobaczyłam w jego dłoni nieoszlifowany kamień, którego nie umiałam nazwać.
- Nie rozumiem – mówię niepewnie.
- Dostałem go w sekrecie od jednego z członków starszyzny. Powiedział, że wyrocznia kazała nam odprawić rytuał dzięki któremu nie będą mogli oderwać naszych dusz od siebie.
- Czy to jest w ogóle możliwe?
- Tak, ale dzięki temu niespotykanemu kamieniowi zmienimy działanie zaklęcia.
- To nie ma sensu, teraz nikt nam nie zagraża, a zaklęcia nie przeskakują na inne życia.
- Owszem. Wyjątkiem jest ten rytuał i zaklęcie wymyślone przez wyrocznie oraz kamień poświęcony przez bogów.
- Co mam zrobić? – zapytałam, chociaż nie wierzyłam w autentyczność zaklęcia.

Irlandia około 500 r.
Patrzę na otaczające mnie góry, wdycham powietrze i zamieram. Czuję, że na mnie patrzy. Dostaję gęsiej skórki, więc mimowolnie pocieram swoje ramię dłonią. Nigdy nie wątpiłam w to, że mnie znajdzie. Tym razem czekałam na niego dłużej, ale w końcu mnie odnalazł.
Odwracam się i widzę wojownika, ma na sobie zbroję, która lśni w słońcu. Wygląda oszołamiająco i już nie mogę się doczekać aż będę mogła go dotknąć, usłyszeć jego głos, poczuć jego magię.
- Pani – mówi uśmiechając się do mnie łagodnie. – Jesteś piękniejsza niż kiedykolwiek wcześniej.
Zdjął z szyi łańcuszek na którym wisiał pierścień z zielonym kamieniem. Wyciągnęłam w jego stronę lewą dłoń, a on włożył mi pierścień na palec.
- Kochana od tej chwili należymy do siebie – powiedział i ucałował moją rękę, rozbudzając przy tym wszystko co pozostawało we mnie uśpione. Namiętność, szczęście, magia i MIŁOŚĆ, to wszystko na nowo we mnie ożyło.

Rosja 1835 r.
Przede mną rozprzestrzeniał się widok na góry. Zima sprawiła, że stały się podobne do mojego serca – zimne i dumne. Myślałam o wszystkich straconych latach, które spędziłam na poszukiwaniu czegoś, co nie przyniosło mi niczego dobrego.
Rozmyślania zakłócił mi powiew zimnego powietrza na szyi. To był jego oddech, a już myślałam, że nie ma nic zimniejszego od mojego serca. Przymknęłam oczy i wyobraziłam sobie jego bursztynowe oczy. Pojawił się w moim życiu stosunkowo niedawno, a już zaczął wprowadzać w nim zmiany. Byłam i jestem bardzo wrażliwa na jego dotyk, oddech a nawet obecność. Czułam się bezsilna i jednocześnie silniejsza niż kiedykolwiek wcześniej. Kochałam go. To słowo parzyło mnie w język, ale nie było kłamstwem. W momencie, gdy go poznałam, zrozumiałam, że nie mogę być wiecznie sama, a co ważniejsze nie chcę tego. Pragnę każdego dnia i każdej nocy być blisko swojego narzeczonego. 

Mediolan 1972 r.
- Amber, uspokój się, między nami nic nie zaszło! – krzyczał przeraźliwie głośno Anthony. Czułam, że jego słowa na zawsze zostaną na dnie mojego umysłu i będą go zatruwać swoim jadem.
- Jestem twoją żoną i tylko ja mam prawo do całowania cię. Nie upilnowałeś tego, więc to jest twoja wina, nie zamierzam tego znosić. Nienawidzę cię i już nigdy nie chcę z tobą być. Proszę, zostaw mnie w spokoju. No na co czekasz? Idź sobie!

Przestrzeń 1990 r.
Rozdzielamy się, widzę jak jego duch spada na Ziemię szybciej niż mój, co oznacza, że urodzi się wcześniej. Nie ważne, liczy się tylko to żebyśmy się odnaleźli. 

Wrocław 2014 r.
Widzę Marcusa, ale nie jestem obok niego. Nie powinnam mieć tego wspomnienia, a jednak to widzę wyraźniej niż jakiekolwiek inne wspomnienie.
Marcus siedzi przed moim blokiem i zamyślony patrzy w moje okno. Teraz dostrzegam tam zarys postaci, mojej postaci. Siedzę na parapecie i patrzę na miasto nie zdając sobie sprawy z tego, że jestem obserwowana.
- Tak bardzo tęskniłem – mówi chociaż nikt nie może go usłyszeć. – Nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo mi pomagasz, jesteś moim małym promykiem nadziei i siły, to dzięki tobie chcę być lepszy.
Siada na murku i ukrywa twarz w dłoniach. Chcę do niego podejść, pocieszyć go, ale nie mogę, bo mnie tam nie ma.
- Nie radziłem sobie, nadal sobie nie radzę. To wszystko mnie przerasta, jestem zły, naprawdę jestem zły bez ciebie. Wszyscy wmawiali sobie, że nie wiem o nas, więc nie poczuję różnicy, ale ja nie zapominam, pamiętam wszystko co nas spotkało i dlatego dziwię się, że ty tego nie pamiętasz. Jak mogłaś o mnie zapomnieć?
Unosi głowę i patrzy w gwiazdy.
- Kocham cię Anastazjo i zawsze cię kochałem.

Poczułam jak opadam na podłogę. Byłam lekka jak piórko, a przynajmniej tak się czułam. Uśmiechnęłam się do siebie wiedząc, że wszystko będzie dobrze. Tomek chciał nas rozdzielić, ale nie mógł tego zrobić, bo wieki temu razem z Marcusem rzuciliśmy na siebie zaklęcie ochronne. W całym pomieszczeniu, budynku czy świecie, wiedziałam o tym tylko ja i Marcus. Poczułam jak moje ciało zatrzymuje tymczasowo moje funkcje życiowe i czułam, że z moim ukochanym dzieje się to samo. Miałam tylko nadzieję, że Alice zrozumie co się stało i nie będzie się martwiła, bo to wszystko jest tylko stanem tymczasowym, mającym na celu zmylenie wroga.

Dwa dni później
Leżę w innym łóżku niż Marcus, ale znajdujemy się w tym samym pokoju. Ułożyli nas blisko siebie obawiając się, że będziemy potrzebowali swojej energii. Alice nie pozwala nikomu wejść do tego pokoju, więc osobiście się nami zajmuje. Podziwiam ją za to, jest dobrą przyjaciółką i strażniczką.
Nie mogę mówić, ale i tak słuchałam jak opowiedziała mi o przebłysku mojego wspomnienia, które nieświadomie jej wysłałam, to dzięki temu wiedziała co się z nami stało. Dziwiła się tylko, że aż tak źle to znosimy, myślała, że szybciej staniemy na nogi. Mówiła też o mojej babce, ponoć jej wpływy drastycznie wzrosły, jednak kazała mi się tym nie martwić i zapewniła, że jeszcze dopadniemy "wiedźmę, która udaje, że jest silna, a tak naprawdę walczy za pomocą swoich żałosnych naiwniaków, którzy myślą, że wszystko im wolno". Całe te czary mnie przerażały, ale najwyraźniej to one uratowały nam tyłki, cieszę się też, że to właśnie Alice została moją strażniczką, nie mogłabym sobie wymarzyć lepszej kandydatki na to miejsce.


A
________________________
I znowu akcja :-)
Obiecuję, że epilog będzie spokojny.
Zmieniłam zdanie i już dzisiaj możecie się zapoznać z prologiem na historia-strazniczki.blogspot.com

3 komentarze:

  1. Mam rozumieć, że zaraz wstawisz epilog? Jak to? Przecież jeszcze nic się nie wyjaśniło! ;)
    Bardzo wciągający rozdział, zwłaszcza te przebłyski wspomnień. Pamiętam scenę, w której Anastazja siedziała na parapecie, bardzo fajne nawiązane do poprzednich rozdziałów :) A Marcus i Ana się później chyba nawet spotkali, prawda?
    Wyłapałam literówkę:
    zwędziły
    zwęziły bo mowa o oczach
    Alice jest bardzo fajną postacią i cieszę się, że to o niej będzie kolejna część. Mam jednak nadzieję, że nie zapomnisz o starych bohaterach i napiszesz raz na jakiś czas o nich, co?
    Lecę czytać prolog.
    Pozdrawiam

    amandiolabadeo.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, został mi jeszcze tylko prolog. Nie chciałam sztucznie przedłużać akcji, a całą sprawę z babką Anastazji przeniosę na tamto opowiadanie.
      Jeszcze nie zaczęłam pisać epilogu, ale wydaje mi się, że będzie trochę długi, bo wyjaśni się tam parę spraw. Najwyżej jak wyjdzie za dużo tekstu, to może zrobię dodatkowy rozdział, jeszcze zobaczę. A na resztę wyjaśnień trzeba będzie poczekać, bo pojawią się dopiero na drugim blogu. :-)

      Brawo za spostrzegawczość, zastanawiałam się czy ktoś się zorientuje, że ta scena miała miejsce, to było w pierwszych rozdziałach, więc już trochę czasu minęło.

      Usuń