piątek, 6 marca 2015

14. Nie ma to jak w domu

- Annie musisz odpocząć, idź weź prysznic, a ja go przypilnuję.
Spojrzałam na nią urażona, ale najwyraźniej nie zrobiło to na niej wrażenia.
- Sugerujesz, że śmierdzę?
- Tak, bardzo cuchniesz i musisz się umyć.
Obwąchuje powietrze dookoła niczym piec i mówię:
- Nic nie czuję.
- Wynocha! – Wrzasnęła Alice – Możesz tak sobie pogrywać z Jacobem, ale JA NIM NIE JESTEM! Nie pomożesz Marcusowi, jeżeli nie będziesz opuszczała tego pokoju przez cały dzień. Nie proszę o wiele, chociaż pół godziny. Wejdź pod ten cholerny prysznic i uspokój swoje neurozy, bo nikt nie chce patrzeć na twoje załamania nerwowe.
- Dobrze – odpowiadam.
Jest zaskoczona, nie spodziewała się mojej uległości, co jest śmieszne, bo przed chwilą właśnie tego ode mnie żądała.
Puszczam dłoń Marcusa i wychodzę z pokoju. Idę długimi korytarzami, a mijane osoby przyglądają mi się z niemym przerażeniem. Nie chcę się nawet zastanawiać nad tym, co siedzi w ich głowach, dlaczego tak się zachowują. Wchodzę do mojego pokoju i biorę z szafy dres, który niedbale rzucam na szafkę w łazience. Rozbieram się i odkręcam wodę, która leci strumieniami z deszczownicy.
Wdech i wydech.
Wdech i wydech.
Wchodzę pod prysznic i zamykam oczy. Zimna woda smaga moje ciało i choć sama w to nie wierzę, to czuję jak się uspokajam.
Stoję i wsłuchuję się w szum wody, aż do chwili, gdy słyszę natarczywe pukanie do drzwi.
- Siedzisz tam już godzinę, wszystko w porządku? - Jacob sprawia wrażenie zmartwionego.
- Najpierw każecie mi się wykąpać, a potem narzekacie, że za długo tutaj siedzę. Zdecydujcie się wreszcie!
Siadam na wannie i ślepo patrzę w podłogę, próbuję sobie poukładać wydarzenia ostatnich kilkunastu godzin. Dokonaliśmy niemożliwego, odzyskaliśmy Marcusa i wyszliśmy z tego cało, ale zrobiliśmy to trochę za późno. Nie wiem, co oni z nim robili, ale na całym ciele ma siniaki oraz rany.
Chce mi się płakać.
Nie obchodziło ich jego zdrowie, znęcali się nad nim i to z mojego powodu. Zacisnęłam pięści. Już więcej go nie tkną, nie pozwolę na to.
Był przytomny, pomógł ci.
Nieproszona, niemalże obca myśl pojawia się w moim umyśle i wszystko zmienia. On naprawdę był przytomny, zemdlał dopiero po tym jak podzielił się ze mną swoją mocą, żeby złamać zaklęcie...
Nie wierzę...
Nie, nie, nie.
Ubieram szybko dres i otwieram drzwi, ale od razu wpadam na Jacoba, który warował przy nich niczym pies. Odepchnęłam go i wybiegłam na korytarz, nie miałam czasu na zawracanie sobie głowy takimi bzdurami. Biegłam, biegłam jakby od tego zależało wszystko, co kiedykolwiek miało dla mnie znaczenie i poniekąd tak właśnie było. Wszystko się zmieniło, dopiero teraz zrozumiałam co się stało i musiałam to jak najszybciej naprawić.
Zatrzymuję się na chwilę przed drzwiami jego pokoju i waham się.
A co jeśli się mylę? Nie, nie mogę tak myśleć, muszę mieć nadzieję, że wszystko będzie dobrze.
W pokoju widzę Alice, która siedzi na podłodze w pozycji lotosu, otwiera jedno oko i patrzy na mnie, ale nie rusza się z miejsca.
- Jego magia jest osłabiona, próbowałam wezwać Olive, jego strażniczkę, ale nie mogę nawiązać z nią kontaktu. Oczywiście może mieć mi za złe, że kiedyś podpaliłam jej włosy, ale Marcus jest jej podopiecznym, powinna już dawno tutaj przybyć.
Wyginam nerwowo palce, co nie uchodzi uwadze Alice.
- Ty coś wiesz – mówi.
- Muszę coś zrobić.
Siadam na łóżku obok Marcusa i przyglądam się jego zdeformowanym rysom twarzy, delikatnie dotykam szramy na jego policzku.
Zamykam oczy i wyobrażam sobie swoją energie; jest ciepła i jasna, bardzo jasna, czuję jej ciepło. A teraz chcę, żeby poczuł je Marcus, moja połówka, mój rycerz, którego muszę chronić.
Wyobrażam sobie iskierki, które wędrują do jego ciała i rozchodzą się po całej jego powierzchni, przelewam swoją moc do jego wnętrza i dopiero wtedy czuję spokój. Nagle wszystko staje się harmonią. Kładę się obok niego na łóżku i splatam nasze palce.
Zasypiam.

- Anastazjo, obudź się – słyszę jego słodki głos, ale nie otwieram oczu, boję się, że to tylko sen.
Pierś Marcusa zaczyna coraz gwałtowniej podnosić się i opadać, czuję jak jego oddech unosi do góry krótkie włosy mojej grzywki i już wiem. On się obudził, on naprawdę się obudził.
Otwieram oczy i zaspana próbuję się mu przyjrzeć. Błądzi po pokoju zagubionym wzrokiem, jednak zawzięcie unika patrzenia na mnie. Nadal czuję jego rękę zaciśniętą na mojej tali, więc albo nie zdaje sobie z tego sprawy, albo ma jakieś zaburzenia skoro mnie dotyka, a nie chce na mnie patrzeć..
- Bardzo się o ciebie bałam – mówię, a on patrzy na mnie zdziwiony.
Drapie się po głowie i dopiero wtedy zauważa, że mnie obejmuje, szybko zabiera swoją rękę i robi się czerwony na twarzy.
- Zachowujesz się jakbyśmy mieli po dwanaście lat.
- Anastazjo – bierze mnie za rękę i po raz pierwszy patrzy mi w oczy – jestem zdezorientowany, nie wiem co się stało, pamiętam jedynie pobyt w lochach.
- Kto cię uwięził?
Krzywi się, robi to w tak uroczy sposób, że z trudem powstrzymuję uśmiech.
- Nie wiem kto za tym tak naprawdę stoi, ale porwały mnie elfy, a torturowali ludzie. Dzieje się coś złego, jeszcze nigdy nie wykorzystywali do walki ludzi.
- Jacob pewnie zastanawia się nad tym samym.
- JACOB?
Nie rozumiem reakcji Marcusa, przecież to mój kuzyn, więc powinien być przy mnie w tak trudnym czasie.
- Tak, Alice go ściągnęła po to, żeby mógł mnie nauczyć panowania nad mocą.
- Skoro to zrobiła, to musiało być naprawdę źle.
Wstał i podszedł do szafy, przerzucał jeansy jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie, a przecież torturowano go, był na granicy wytrzymałości, prawie go straciłam...
- Rozumiem, że trzymają się od siebie z daleka?
- Nie, Alice jest moją strażniczką, więc spędzają ze sobą dużo czasu.
Marcus znieruchomiał, a w pokoju nastała przerażająca cisza.
- Ona była strażniczką mojej siostry, to niemożliwe...
- Ty nie wiesz – powiedziałam i zakryłam usta dłońmi.
Za dużo mówiłam, nie powinien się teraz denerwować, przecież dopiero doszedł do siebie po torturach, jakie mu urządzili porywacze.
Odwrócił się wolno i podszedł do mnie. Nie chciałam patrzeć mu w oczy, więc kucnął naprzeciwko i złapał mnie za ręce.
- Pamiętasz Tomka? Jak się okazało nie jest pierwszym lepszym pionkiem, on wie o was bardzo dużo. Znał Lorette i mówił rzeczy, które bardzo wstrząsnęły Alice...
- O czym ty mówisz?!
- Loretta odkryła, że moja babka kontroluje nasze życie, wiedziała o nas i nie chciała doprowadzić do naszego poznania. Twoja siostra ponoć zaczęła dociekać prawdy na własną rękę, Tomek obwiniał Alice, że jej nie powstrzymała, ale przecież ona jest strażniczką, a nie nianią.
Zamilkliśmy, a ja zaczęłam walczyć ze swoimi myślami, nie wiedziałam jak dużo mogę mu powiedzieć.
- Powiedz to, przecież widzę, że jest coś więcej.
- Tomek twierdzi, że przyczyna śmierci Loretty jest nieco inna niż myślicie... – patrzę na ptaki latające za oknem i próbuję się uspokoić – według niego odprawiła rytuał i podzieliła się swoją mocą z nami. Nie rozumiem tego, może Jacob, ci to lepiej wytłumaczy, bo był przy tej rozmowie.
- Nie ma mnie parę dni, a tutaj wszystko się sypie.
Ukrywa twarz w dłoniach, ale nie płacze, właściwie to mogę się tylko domyślać, co się z nim dzieje. Boję się go dotknąć, ale nie mogę stąd wyjść, bo chcę, żeby miał we mnie oparcie, więc czekam. I czekam, aż słońce zachodzi i zaczyna się robić ciemno.
- Jak Alice to znosi?
Nie rozumiem, co ma na myśli, przecież rozmawialiśmy o jego siostrze, a nie Alice.
- O czym ty mówisz?
Przygląda mi się, a po chwili na jego twarzy pojawia się zaskoczenie.
- Nie wierzę, że ci nie powiedziała. Jacob jest jej nieszczęśliwą miłością, bardzo go pokochała, ale on był dla niej wiecznie zimny i oschły. Z jednej strony i tak nie mogliby być razem, ale jego niechęć upokorzyła Alice. Nie raz zastanawialiśmy się z Lorettą czy on naprawdę nie widzi jej zadurzenia, czy po prostu udaje głupiego.
- Myślałam, że ona go po prostu nie lubi. Na początku po jego przyjeździe nie mogła wytrzymać długo w tym samym pomieszczeniu co on, ale gdy odkryła, że jest moją strażniczką, to się zmieniła. Zaczęła się rządzić i pokazywać mu, że jest ważna.
- Chcę to zobaczyć – zaśmiał się – schodzimy na kolację.
Idzie do drzwi, ale staje zanim naciska klamkę.
- A tak właściwie, to gdzie jesteśmy? – Pyta.
- W naszym nowym domu – dziwnie to zabrzmiało, więc szybko się poprawiłam ˜– mieszkamy tutaj we czwórkę, oprócz nas jest tutaj też mnóstwo służby, na której nie robią wrażenia podpalenia, albo tunele otwierane na środku pokoju.
Marcus śmieje się i kręci głową.
- Skoro są w kryjówce, to znaczy, że niejedno widzieli i mało rzeczy może ich zaskoczyć.

W jadalni była już pozostała część naszej paczki, oczywiście Alice i Jacob siedzieli daleko od siebie. To dziwne, że dopiero teraz zauważyłam ich zachowanie. Nie – poprawiam się w myślach – zauważyłam to zachowanie już wcześniej, ale wtedy nie mogłam tego zrozumieć.
- Nie powinieneś wstawać, mogłam ci przynieść kolację do pokoju - powiedziała zmartwiona Alice.
I pomyśleć, że przed porwaniem ledwo tolerowała jego obecność.
- Chciałem się z wami zobaczyć – spojrzał na mnie i delikatnie się uśmiechnął – Anastazja powiedziała, że do nas przybyłeś – zwrócił się do Jacoba – jestem ci za to wdzięczny, ale wolałbym, gdybyś nie ingerował za bardzo w życie dziewcząt.
- Nie rozumiem, co masz na myśli.
- Mieszkamy pod jednym dachem, a chyba oboje pamiętamy jak to się skończyło ostatnim razem.
Jacob zgrzytnął zębami, ale nic nie powiedział, po prostu zaczął jeść kolację.
O czymś mi nie powiedzieli, a teraz jestem bardzo ciekawa, co takiego stało się w domu mojej babki.

Solidarnie usiadłam obok Alice, a Marcus usiadł obok mojego kuzyna, jego zachowanie nie było jednak odruchem troski, miałam wrażenie, że chciał mieć Jacoba na oku. Niewiarygodne, że ledwo zwlekł się z łóżka cały posiniaczony i poobijany, a już bawi się w ochroniarza.
- Jesteś wojownikiem – nagle dochodzi do mnie oczywisty fakt.
Patrzę na zdezorientowanego Marcusa i próbuję dostrzec w nim kogoś, kto mógłby walczyć na śmierć i życie. Nie widzę tego, nie mogę sobie wyobrazić jego okrucieństwa.
- Członkowie rodu Oriona są wojownikami, musiałeś nauczyć się bardzo dobrze sztuk walki – kontynuuję.
- Tak, myślałem, że to jest oczywiste – mówi.
- Nie mogłeś się obronić przed napastnikami? Jesteś przecież silniejszy od ludzi.
- To nie jest takie proste, złapały mnie elfy – patrzy na Alice i uśmiecha się prowokująco – a one są nie tylko silne, ale również pomysłowe, potrafią zaskoczyć nas sposobami zadawania bólu.
- Lepiej, żebyś o tym nie zapomniał – mówi Alice i celuje w niego widelcem.
- Moje szkolenie było okropne, ale dzięki niemu przeżyłem tortury, jakim mnie poddawano, moje ciało jest bardzo wytrzymałe.
- Naprawdę? Jakoś tego nie zauważyłam, gdy poplamiłeś mi krwią ciuchy – żartuję.
- Nie powiedziałem, że nie można mnie zranić. Na przykład taka wygrażająca mi widelcem Alice, wygląda niepozornie, ale potrafiłaby rozciąć mi tym małym przedmiotem tętnicę.
- Wolałabym bardziej bolesne rozwiązanie, ale do połamania kości nie potrzebuję widelca, zrobię to bez niepotrzebnych gadżetów.
- A jeżeli wystrzelę w ciebie kulę ognia? – Pyta Jacob.
Alice krzywi się i robi niezadowoloną minę.
- Tylko spróbuj, a pobawię się w Kubę Rozpruwacza, albo w szalonego doktorka, który trzyma każdą część ciała w innym słoiczku.
- Strach z wami mieszkać pod jednym dachem – mówię pod nosem i wracam do jedzenia.



A
Marcus i coraz więcej Marcusa ♥
Co myślicie o Alice i Jacobie?
To o nich planuję zrobić kolejną część, po skończeniu historii białego kruka
Niezłomna. Historia strażniczki.


4 komentarze:

  1. Uff, nareszcie spokojny rozdział :D. Bardzo się cieszę, że Marcus odzyskuje siły i jego stan się poprawia :). Nie ukryję również tego, że pośmiałam się trochę przy tym rozdziale. Tylko początek mnie zdenerwował, jak Alice zaczęła krzyczeć na Annie, wtedy to ja się na nią wkurzyłam :P. No ale cóż, ważne, że na razie jest wszystko dobrze :D.
    Czekam i pozdrawiam! :*
    xxforeverxxx.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam,
    Rozdział bardzo fajny, wreszcie Marcus ożył :) Akcja nie leci zbyt szybko, a tego się właśnie obawiałam, także jestem bardzo zadowolona. Co prawda wolałabym, żeby to Marcus uratował swoją ukochaną a nie odwrotnie, ale rozumiem, że to Anastazja jest bohaterką :)
    Wiedziałam, że coś będzie z Alice i Jacobem, za bardzo ciągnie ich do siebie, jak przysłowie mówi: kto się czubi ten się lubi, hehe. Miło będzie poczytać o nich coś jeszcze, także ja jestem za.
    Rozdział bardzo przyjemny, jak koleżanka wyżej napisała - spokojny - i ja się z tym zgadzam, takie rozdziały też są potrzebne :)
    Czekam na kolejny.
    Pozdrawiam


    PS Usunęłam tamten post, bo mnóstwo literówek zrobiłam, inny komputer, to dlatego. Przepraszam, jak możesz to usuń tamto, żeby nie psuło wizualnie bloga :)

    amandiolabadeo.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam postać Annie, świetny blog! Zapraszam też do mnie: https://www.amart.pl/category/polska-porcelana Znajdziesz tu naprawdę ładną, wysokiej jakości porcelanę, polecam :)

    OdpowiedzUsuń