sobota, 28 lutego 2015

13. Walczący smok

- Nie możesz tego zrobić.
Jacob od godziny próbuje mnie przekonać, że mój plan jest ryzykowny dla takiej amatorki jak ja, ale nie rozumie, że nie mamy innego wyjścia.
Odwracam się i patrzę na Alice, która siedzi w fotelu i przybiera dziwne pozy próbując pomalować sobie paznokcie u stóp. Nie łudzę się, że popiera to wszystko, ale najwyraźniej dała sobie spokój z decydowaniem za mnie.
- Alice, mogłabyś mi pomóc! - Krzyczy Jacob, ale ona nawet się nie wzdryga.
Przygląda się swoim dłoniom i wzdycha przeciągle, po czym patrzy na niego ze znudzeniem.
- To nie ma sensu, pozwól jej działać, ale pod swoją kontrolą. Teraz, gdy obudziła w sobie ogień, to możecie w końcu nauczyć się paru najbardziej przydatnych zaklęć.
- Elizabeth jest za silna, zginiemy.
- Nie dramatyzuj, wystarczy znaleźć Marcusa, babką zajmiemy się, gdy będziemy gotowi.
- Zgadzam się z Alice, nie możemy czekać, on nie może przebywać za długo bez mojej pomocy.
- Przeżył w ten sposób większość życia, ale dobrze, załóżmy, że macie rację. Proszę, wyjaśnijcie mi jak chcecie go znaleźć.
Spojrzałyśmy na siebie z Alice w tym samym momencie, nie powinnyśmy tak długo zwlekać z powiedzeniem mu o tym co odkryłyśmy, ale żadna z nas nie paliła się do tego, żeby przyznać się co zrobiłyśmy.
- Użyłyśmy - mówi Alice - pewnego rzadko używanego zaklęcia.
- Rzadko używanego mówisz?
- Tak, ale ważne, że udało nam się go odnaleźć.
Podszedł do fotela i nachylił się nad drobną dziewczyną, która już nie wyglądała na tak pewną siebie jak parę minut wcześniej.
- Nie graj ze mną w żadne gierki, powiedz co takiego zrobiłyście.
- Magia krwi - szepnęła.
Mięśnie Jacoba napięły się gwałtownie i to była jedyna reakcja. Nie odezwał się do nas ani jednym słowem, a później nie patrząc nam w oczy wyszedł z pokoju.
- Myślisz, że naprawdę nie powinnyśmy używać zakazanych zaklęć? - Pytam.
- Teraz jest trochę za późno na takie rozważania. Mleko już się rozlało.

Dwa dni później...
- Gotowi? - Pytam chociaż i tak znam na to odpowiedź.
Nikt, dokładnie nikt z naszego trio nie jest gotowy na to co zaraz nastąpi. Łapiemy się za ręce i wspólnie przekraczamy próg portalu. Alice nie mogła zrobić wyjścia w celi Marcusa, więc będziemy musieli znaleźć sposób na to, żeby dostać się tam i nie wzbudzić zainteresowania... No cóż, wszystkich obecnych w lochach.
- Żałuję, że żadne z nas nie ma mocy stawania się niewidzialnym - szepnęłam pod nosem na co Jacob zgromił mnie spojrzeniem.
Nie mam wyboru. Idę krok w krok za Alice, a za mną idzie Jacob.
Korytarz wygląda jak zamczysko Drakuli, po prostu marzę, żeby stamtąd uciec. Jak na razie jeszcze nie spotkaliśmy żadnego z ochroniarzy, ale i tak musimy zachowywać się w miarę możliwości cicho.
Nagle słyszę huk.
Przeraźliwie głośny, odbijający się od ścian budynku huk.
Alice przeklina, trzymając się za kolano. Musiała o coś zahaczyć, potknąć się, ale nie widzę przedmiotu, który mógłby jej w tym pomóc.
Nie mija dziesięć sekund, a przed nami pojawia się około piętnastu uzbrojonych po uszy mężczyzn.
- Mamy szczęście - mówi Jacob
- Niby dlaczego?
- Skoro mają broń, to znaczy, że nie mają mocy.
Od razu rozumiem co ma na myśli i wyciągam przed siebie ręce. Modlę się, żeby zadziałało. Skupiam swoją moc i powoli wypuszczam ją przez dłonie. Czuję jak drobinki ognia łaskoczą moją skórę, ale już się tego nie boję, są przecież częścią mnie. Otwieram oczy i przyglądam się mężczyznom, których owija teraz pomarańczowy pył. Podnoszę rękę do góry i szybko wymieniam spojrzenia z Alice, nasze moce muszą współpracować przez całe zaklęcie, a nie tylko na początku. Musimy się skupić. Teraz, albo nigdy. Delikatnie dmucham na pustą dłoń, a mężczyźni nieruchomieją.
To zaklęcie nie jest szkodliwe, ale długo się męczyłyśmy nim opanowałyśmy je do perfekcji i w tym momencie jestem wdzięczna Jacobowi, że nas zmusił do nauczenia się tego.
- Musimy się pośpieszyć - mówi Alice - Marcus jest w celi za rogiem, ale już o nas wiedzą. Mamy naprawdę mało czasu.
Zaczynamy biec. Cały świat, wszystko co mnie otacza zmienia się w smugę światła. Jacob napiera na ochroniarza, a ja przebiegam przez żelazne drzwi celi i dopiero wtedy zdaję sobie sprawę, że straciłam nad sobą kontrolę. Odwracam się w stronę wypalonego w drzwiach przejścia, ale nie poświęcam temu za dużo uwagi, bo słyszę Alice, która każe mi się pośpieszyć.
Rozglądam się dookoła i dostrzegam skuloną w rogu postać.
Moje serce zamiera, zapomina jak powinno pompować krew, zapomina nawet do czego służy.
- Marcus... - szepczę, ale w odpowiedzi słyszę tylko jęk.
Zaczynam płakać. Podbiegam do niego i nadal płaczę, nie mogę się powstrzymać. Próbuję spalić łańcuchy, ale moja moc przestała działać w tej celi.
- Pomóż mi - sama nie wiem do kogo zwracam się z tą prośbą.
Marcus dotyka mojej dłoni i wtedy rozumiem co oznacza bycie białym krukiem i dlaczego jestem z nim połączona. Resztkami sił przesyła mi swoją moc, a ja zaczynam burzyć mur. Widzę go coraz wyraźniej i niemal czuję jak jego pozostałości wylatują w powietrze i rozlatują się po całym pomieszczeniu. Zrobiłam to. Nie, my to zrobiliśmy. Złamaliśmy zaklęcie, które uniemożliwiało czary i ukrywało go przede mną.
Uśmiecham się i celuję palcem w łańcuchy. Mój ogień, działa, nie zawiódł mnie i jestem z siebie dumna. Pomagam Marcusowi się podnieść, ale jest bardzo słaby i nie potrafi sam ustać na nogach.
- Jacob, Alice - wołam, ale żadne z nich się nie odzywa.
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że odgłosy walki ucichły.
"Alice, przywołuję cię. Natychmiast."
Ku mojemu zdziwieniu wezwanie zadziałało i po sekundzie zobaczyłam mojego rudzielca w podartych ciuchach.
- To nie są pieprzone bodyguards, to są dzikusy, hieny - narzeka próbując doprowadzić się do porządku.
W momencie, gdy na nas patrzy, jej twarz szarzeje i staje się poważna. Podchodzi do nas i pomaga mi poprowadzić do wyjścia Marcusa.
- A co z Jacobem?
Alice zatrzymuje się i przygryza wargę, widocznie ma wątpliwości co powinna mi powiedzieć.
- Nie jest dobrze, ale nie możemy tam pójść z nim - patrzy wymownie na Marcusa - nie wierzę, że to mówię, ale odstawię go do domu i wrócę po was. Nie będę kazała ci tutaj zostać, bo i tak wiem, że zaraz pobiegniesz po J.
Ma rację, portal nie ma szansy całkowicie zniknąć, a ja już biegnę. Powiedziała mi, że nie są daleko, ale nie widzę potrzeby zakradania się, albo zachowania spokoju. W tym momencie każdy niekontrolowany wybuch jest mile widziany. Spalę ich jeżeli będzie taka potrzeba.
Otwieram drzwi i z impetem wpadam do środka. W mgnieniu oka rozumiem co się stało. W tym pokoju nie działa magia, a przynajmniej nie działała.
Uśmiecham się pod nosem, bo nikt poza mną nie zdaje sobie sprawy z tego, że tak naprawdę jesteśmy na prowadzeniu.
Patrzę na twarz Jacoba i mimowolnie się krzywię. Zrobili z niego worek treningowy. Ma zaciśniętą szczękę i zdaje się nie zwracać uwagi na krew spływającą wzdłuż policzka. Jest wkurzony, to wszystko. Nie obchodzi go ból, ci idioci zarysowali jego wielkie ego.
- Mam ich załatwić, czy sam to zrobisz?
Patrzy na mnie zdezorientowany, a ochroniarze się śmieją. Dwóch z nich nawet próbuje do mnie podejść myśląc, że będę łatwym celem, ale od razu pokazuję im jak bardzo się mylą.
Tworzę kulę ognia i rzucam nią w nich.
Po chwili zdaję sobie sprawę, że Jacob obezwładnił dwóch kolejnych i nie zawracając sobie głowy resztą pobiegł w moją stronę i wypchnął mnie za drzwi.
Usłyszałam trzask zamykanych drzwi i odwróciłam się w jego stronę. Wyzwolił ogień i... Tak naprawdę nie wiem co zrobił, chyba po prostu przyspawał drzwi do futryny, ale nie jestem pewna.
- Gdzie Alice?
- Zabrała Marcusa do domu.
Oczy Jacoba rozszerzyły się i zobaczyłam jak żyłka na jego czole zaczęła szybko pulsować. Był zły, znowu.
- Mam ją wezwać?
- Nie, poczekamy na nią, ale musimy się gdzieś schować.
- To jest zbyt ryzykowne - mówię.
- Co takiego?
Odwracamy się i widzimy Alice.
Zapobiegawczo chwytam Jacoba za rękę, bo czuję, że ma ochotę krzyczeć, albo zadusić Alice na moich oczach. Nieważne co chce zrobić, to nie czas ani pora na takie zachowania.
- Zabierz nas stąd - mówię.
- Już się robi.

Marcus, Marcus... Od paru godzin siedzę przy jego łóżku i płaczę. Cały czas jest nieprzytomny i nikt nie wie co można z tym zrobić.
Przecieram jego czoło mokrym ręcznikiem i próbuję się uspokoić. Nie pomoże mu moje załamanie nerwowe. Jesteśmy połączeni, więc muszę być silna dla niego, ale jak mogę to zrobić w zaistniałej sytuacji?
Bardzo schudł, widzę jego odstające spod skóry kości. Oczy ma zapadnięte, a na włosach nadal ma ślady krwi. Nikt się ich nie pozbył, bo nikomu nie pozwalam do niego podejść. Przed moim powrotem zdążyli go tylko przebrać. I to wszystko.
Gdybyśmy znajdowali się w szpitalu nie miałabym nic do gadania, ale tutaj... Wydaje mi się, że każdy boi się mojego wybuchu. A przecież nie mam dużej mocy, dopiero zaczęłam się uczyć, więc czego się tak obawiają?


A
_________
Mam wrażenie, że ten rozdział jest strasznie chaotyczny...
Do następnego <3

7 komentarzy:

  1. Nareszcie mają Marcusaa, jak ja sie ciesze :). Bardzo wciągający rozdział, tyle się działo i te opisy jakie odczucia miała główna bohaterka podczas wypowiadania czarów :). Naprawdę super rozdział i nie, nie jest chaotyczny, wszystko jest na swoim miejscu. Wszystko zrozumiałam i nie pogubiłam się w czasie akcji :).
    Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział! :*
    xxforeverxxx.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, jest Marcus. Nie planowałam go jeszcze przywrócić do opowiadania, ale samo tak wyszło podczas pisania :-)
      Dziękuję za komentarz :-D

      Usuń
  2. Dokładnie, wcale nie jest chaotyczny, nie bądź taka krytyczna.
    Jak ty to robisz, że tak wciągasz?
    Czekam na następny :D
    Jo Havke
    http://i-w-sto-koni-nie-dogoni.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem jak to robię heh
      Normalnie nie jestem dla siebie za bardzo krytyczna, ale napisałam cały rozdział z marszu i trochę zwątpiłam w to czy dobrze wyszło.

      Dziękuję za miłe słowa <3

      Usuń
  3. Jak się cieszę, że wrócił Marcus - jeszcze nie w pełni sił, ale zawsze :) Mam nadzieję, że po jego przebudzeniu odbędzie się szczera rozmowa między bohaterami.
    Znalazłam kilka błędów, typu:
    Alice, która karze mi
    każe, od kazać (karze od karać)
    dostrzegam skuloną w roku postać.
    rogu
    Nie ważne co chce zrobić,
    Nieważne
    Jeśli napisałaś cały rozdział z marszu po chorobie, to należy Ci się uznanie :) Bowiem fajnie Ci on wyszedł. Główna bohaterka szaleje z mocą (w przeciwieństwie do niej myślę, że ma ją całkiem dużą).
    Czasami nie bardzo rozumiałam czemu Jacob jest ciągle zły na Alice, no ale może kiedyś coś nam wyjawisz, bo mam wrażenie, że coś za tym stoi.
    Czekam na kolejny rozdział :)

    amandiolabadeo.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I poprawione :-) Sprawdzam te rozdziały, ale czasami niestety nie widzę błędów, umykają mi i dlatego dziękuję za wszelkie uwagi.

      Usuń
    2. Ja również tak mam, sprawdzam po 10 razy a czasami i tak coś się trafi :) Myślę, że każdemu się to zdarza.

      Usuń