czwartek, 12 lutego 2015

12. Witam, jestem twoją przeszłością...

Żeby było walentynkowo Love Me Like You Do (cover)
Nie jestem fanką kilkunastu twarzy zboczeńca, ale piosenka mi się podoba i trochę pasuje do drugiej połowy rozdziału, a przynajmniej tak mi się wydaje :)


W powietrzu zaiskrzyło niebieskie światło z którego wypadła postać, której nie mogłam się przyjrzeć, bo oślepił mnie blask portalu.
Przetarłam oczy i parę razy zamrugałam zanim spojrzałam na osobę siedzącą na ziemi.
- Czy wy nie macie żadnych zajęć, jakiegoś hobby, po co mnie wezwaliście?! Jacob, wiesz, że nie lubię, gdy traktuje się mnie jak psa, który ma aportować tylko wtedy kiedy chce tego jego pan.
- Alice - powiedział ledwo słyszalnym głosem - to było zaklęcie wezwania strażnika.
Momentalnie z jej twarzy zniknęła irytacja, a na jej miejscu pojawiło się niedowierzanie. Wstała i nie zawracając sobie głowy podwiniętą sukienką, podeszła do mojego kuzyna. Stanęła naprzeciwko niego i uważnie patrzyła w jego oczy, tak jakby tylko z nich mogła wyczytać prawdę.
- Moją podopieczną była Loretta, dobrze wiesz, że dostajemy tylko jednego podopiecznego, jeszcze nikomu nie przydzielili dwóch osób.
- Jestem tak samo zaskoczony jak ty, ale pozwól, że porozmawiamy o tym jak wyciągniesz nas stąd.
Dopiero po słowach Jacoba rozejrzała się dookoła, a jej wzrok zatrzymał się dopiero na Tomku. Przysunęła się na sam skraj kręgu, a on postąpił podobnie sprawiając, że dzieliły ich jedynie płomienie.
- Zastanawia mnie jak mogłeś tak długo kłamać - przekrzywiła na bok głowę - a może ty wcale nie kłamałeś i naprawdę ją kochałeś?
Zacisnął szczękę tak mocno, że mogłabym przysiąc, że usłyszałam zgrzyt jego zębów. Na chwilę spojrzał na mnie i pokręcił głową jako odpowiedź na własne myśli.
- Mówiłem już wiele razy, że to nie twoja sprawa kim jestem i co czuję, moich wyborów też nie powinnaś oceniać. Myślisz, że nie wiem co zrobiłaś? Przymykałaś oko na to co robiła Li, puszczałaś ją wszędzie bez opieki i jak skończyła?! To wszystko jest twoją winą - krzyknął wyprowadzony z równowagi.
Alice odwróciła się do Jacoba i spojrzała na niego pytająco, ale on tylko wzruszył ramionami. Nie mogąc uzyskać od niego wsparcia zagryzła wargę i zaczęła mimowolnie wyginać palce u rąk.
- Li?
- Tak nazywaliśmy Lorette
Alice pobladła i w niemym zdziwieniu otworzyła usta.
- O czym ty do cholery mówisz? - wydusiła z siebie po chwili ciszy.
Uśmiechnął się zadowolony z reakcji jaką wywołały jego słowa i nonszalancko okrążył nasze małe więzienie.
- Wiesz, ona nie była taka święta jak wszyscy myśleli. Oczywiście chciała uratować brata - spojrzał na mnie z niesmakiem - i nie tylko jego. Właśnie temu powinnaś zapobiec, Li nie zginęła dlatego, że ją pokonali, zginęła, bo odprawiła szalony rytuał i przekazała całą swoją moc Marcusowi i jego wybrance.
Poczułam jak nogi odmawiają mi posłuszeństwa, opadłam na ziemię i patrzyłam tępo w zielone oczy Tomka.
- Wysłała część mocy do twojego ciała, niewiele, ale na tyle dużo, żeby pomogła ci złamać pieczęć Elizabeth, gdy będzie zagrażać ci niebezpieczeństwo.
Wyciągnęłam przed siebie dłonie i uważnie się im przyglądałam: linia życia, serca, rozumu... Czego tak naprawdę teraz potrzebowałam? Poczułam ból w piersi i uświadomiłam sobie, że znam odpowiedź na to pytanie - potrzebuję Marcusa i to bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.
- Alice, proszę zabierz mnie stąd.
Odwróciła się usłyszawszy mój głos, a jej mina zmieniła się momentalnie z rozgniewanej w zatroskaną.
- Jacob, weź ją na ręce.
Po chwili byłam już w ramionach kuzyna stojącego naprzeciwko Alice, której rude włosy nagle zaczęły podnosić się ku górze, tak jak w filmach, gdy czarownice w szpiczastych kapeluszach rzucają zaklęcia.
Nie pamiętam samego przejścia przez portal, ale bolesne lądowanie na podłodze w moim salonie pozostało mi w pamięci. Jęknęłam próbując rozmasować sobie nogę.
- Niech mi ktoś łaskawie wyjaśni kim tak naprawdę jest Tomek.
Przyjrzałam się uważnie przyjaciołom, którzy próbowali uniknąć patrzenia mi w oczy.
- Prawdopodobnie to on wywołał mgłę, a jeżeli chodzi o osobę, której podlega, to może to być tak samo dobrze Morgana jak i twoja babka.
- To wszystko nie ma sensu.
Alice niczym kot zaczęła  krążyć niezadowolona po pokoju i myślała na głos, co zaczynało mnie denerwować.
- Naprawdę tego nie rozumiecie? - spojrzała na każdego z nas osobno - Tomek mieszkał tutaj, mógł w każdej chwili porwać Anastazję, ale tego nie zrobił.
- Masz rację - powiedział Jacob - coś musiało się zmienić, a to oznacza, że...
Spojrzał na mnie ze zdziwieniem, a jego usta wygięły się w literę "O", Alice chyba też na to wpadła, bo zachowywała się tak samo jak on, praktycznie papugowała jego gesty.
Przez dobre kilka minut tylko stali naprzeciwko mnie i patrzyli się nic nie mówiąc, aż w końcu Jacob podszedł do mnie i złapał mnie za ramiona.
- To musi oznaczać, że nie mogą już ukrywać Marcusa, tylko ty możesz się z nim skontaktować, wejść do jego umysłu i sprawdzić gdzie jest.
- Już próbowałam, sprawdzam codziennie, ale wciąż widzę mur.
- To nic, spróbujesz jeszcze raz, coś musiało się zmienić, może to mieć nawet związek z twoim nagłym wybuchem mocy, może wyczuli, że coś się w tobie odblokowało. Łącząca ciebie i Marcusa więź jest niezwykła i dlatego powinnaś zacząć wierzyć w jej magię.

Kolejne pół godziny spędziliśmy na zabraniu podstępem - o tej porze roku kotka nie wychylała łepka za okno, nie wspominając o drzwiach domu, nienawidziła zimna - z domu Estrelii i pojechanie do rezydencji w której ostatnio ciągle ćwiczyłam. To było prawdopodobnie jedyne miejsce w którym byliśmy bezpieczni.
Jacob twierdził, że powinnam zostać sama w pokoju i skupić się na kontakcie z Marcusem, jednak Alice nie była tego samego zdania.
- Chyba jesteś chory, jeśli myślisz, że zostawię ją samą. Może jej się coś stać, nie wyjdę stąd nawet jeżeli spróbujesz wynieść mnie stąd siłą - krzyczała i gestykulowała tak żwawo, że przez chwilę myślałam, że nieumyślnie Jacob od niej oberwie.
Na sam koniec swojej przemowy zaplotła ręce na piersi i spojrzała na niego wyzywająco spod zmrużonych powiek. Najwidoczniej jej nagły atak agresji zadziałał, bo tylko w obronnym geście podniósł ręce i wyszedł bez słowa z pokoju.
Alice wypuściła gwałtownie powietrze, widziałam jak jej ręce się trzęsą, ale nie wspomniałam o tym. Ostatnio się od siebie oddaliłyśmy, ale i tak wiedziałam, że w takich momentach, lepiej nie dociekać co się dzieje.
Podeszła do okna i uważnie zlustrowała całą okolicę i dopiero wtedy spokojnie usiadła na sofie zakładając nogę na nogę.
- Zaczynaj, chłopak sam się nie znajdzie, a przynajmniej nie w tym stanie. Skoro nie użył swojej mocy, to pewnie jest słaby, mogli stosować wobec niego przemoc, chociaż znęcanie się przy pomocy magii też jest prawdopodobne. Jacob pewnie nie chciałby żebym ci o tym mówiła, ale lepiej żebyś wiedziała o tym teraz, bo nikt nie wie jak bardzo paskudnych obrazów możesz się spodziewać po drugiej stronie. A teraz zamknij oczy i rób to czego cię uczono. Nie bój się, jestem obok i w razie czego służę ci radą, co prawda nie zobaczę tego co ty, ale mogę wyczuć twoje intencje.
- A więc do dzieła - powiedziałam sama do siebie siadając po turecku na podłodze.
Zamknęłam oczy i poczułam jak moje jestestwo wystrzeliło w przestrzeń, nie kontrolowałam tego, moja dusza wiedziała gdzie podążać. Nie trwało to dłużej niż kilka sekund, gdy za ścianą ze szkła zobaczyłam Marcusa, a dokładniej ciemno-niebieski kolor jego aury. Stanęłam przed ścianą i zaczęłam w nią walić rękami, ale nic się nie działo.
- Alice, widzę go, ale nie mogę przejść przez szklaną ścianę - pomyślałam i od razu w mojej głowie usłyszałam odpowiedź.
- Sama tego nie zniszczysz, musi ci w tym pomóc.
- Jak, skoro nie wie, że tutaj jestem?!
- Potraficie siebie wyczuć, po prostu mu w tym pomóż, myśl tylko o nim.
Oparłam czoło o szklaną zaporę, która chociaż nie była materialna, to wydawała się być zimna.
Marcus, Marcus, Marcus - powtarzałam niczym mantrę. Przypomniałam sobie nasze pierwsze spotkanie w Halloween i to jaki wydawał mi się tajemniczy. Myślałam o tych wszystkich rozmowach, które trochę mnie irytowały, ale dla niego były ważne, nazywał mnie swoim światłem. Zaraz, chwila... nazywał mnie tak? Sama nie wiem, skąd przyszło mi to do głowy?
Zobaczyłam przed sobą jego twarz, ale wyglądała inaczej, był starszy, a jego skóra była skalana poszarpanymi bliznami. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że nie ma na sobie koszulki i widzę jego nagi tors.
- Jesteś moim światłem Greto, tylko ty coś dla mnie znaczysz na tym świecie.
- Nie! - krzyknęłam zatykając sobie uszy rękoma.
To nie było prawdziwe, to nie działo się teraz, on był uwięziony, a ja musiałam znaleźć dojście do jego umysłu. Nie mogłam utknąć we wspomnieniach, nie teraz, gdy mnie potrzebował.
Widzę jego oczy, jego piękne, duże oczy wpatrujące się we mnie z nadzieję, troską, miłością - widzę to wszystko. Słyszę jak zdradza mi swoje myśli, sekrety i obawy ufając, że u mnie są one bezpieczne. Widzę po kolei każde jego wcielenie i zdając sobie sprawę z intensywności uczuć jakimi go darzyłam, dziwię się w jaki sposób nie zwariowałam. A może zwariowałam, tylko nikt mi o tym nie powiedział, nie przestrzegł przez skutkami ubocznymi przebywania blisko Marcusa.

Widzę siebie w jego ramionach, niesie mnie do swojego pokoju w którym nie powinnam być, a przynajmniej nie o tej godzinie. Jest późno, lady Margaret będzie zła, jeśli nas przyłapie, ale nie mogę się powstrzymać i śmieję się odrobinę za głośno. Marcus mnie ucisza, ale nie jest na mnie zły, jestem tego pewna, bo widzę jak jego usta wyginają się w uśmiechu. Nie wiem dlaczego tak się zachowuję, po prostu jestem bardzo szczęśliwa. Otwiera drzwi, które bardzo głośno skrzypią, jednak nikt nie zwraca na to uwagi, wszyscy śpią, albo siedzą w salonie omawiając plan działania, każda osoba w tym budynku chce wygrać. Różnica polega na tym, że dla każdego wygrana oznacza coś innego, razem z Marcusem już wygraliśmy, bo mamy siebie.
Kładzie mnie delikatnie na łóżku i na krótką chwilę nachyla się nade mną, głaszcze moje włosy, patrzy mi w oczy i uśmiecha się melancholijnie. Czuję się piękna i kochana, patrząc w jego oczy widzę wszystkie komplementy świata zawarte w niemym uwielbieniu.
Moja skóra płonie, gdy delikatnie ściąga mi z ramion ramiączka sukienki. Czuję w brzuchu radość i niecierpliwość, tak długo na to czekałam. Ledwo dostrzegam, gdy sukienka, a później bielizna lądują na podłodze obok łóżka. Jestem świadoma tylko jednego, dotyku jego ust na mojej skórze, całuje każdy milimetr mojego ciała, a ja przeżywam katharsis. Nie jestem już białym krukiem, którego wszyscy traktują jak carskie jajko i jednocześnie wymagają siły, której nie mogę zdobyć siedząc ciągle w klatce. Nie jestem już czarownicą, nie jestem nawet sobą, w tym momencie jestem zwykłą kobietą, która stapia się w całość ze swoim kochankiem. Jęczę z rozkoszy, a może to on wydaje te dźwięki? Sama już nie wiem i chyba mnie to nie obchodzi, w tej chwili liczą się dla mnie tylko endorfiny, które wywołuje we mnie jego dotyk.
Jest on i jestem ja - ludzie którzy znaczą dla siebie wszystko. Czuję jego oddech, jego bliskość i jestem szczęśliwa, to wszystko jest piękne, nasza miłość... prawię czuję jak unosi się w powietrzu i otacza nas swoimi delikatnymi ramionami.
Niewiele można teraz zaplanować, nic nie jest trwałe, ale wiem jedno - kocham go i właśnie ta miłość pozwoli mi przetrwać to co przyszykował dla nas wszystkich los. Nie będzie kolorowo, nikt nigdy nie dawał nam takich złudzeń, szkolą nas po to, żebyśmy byli ich narzędziami w walce. Nikogo nie obchodzi, że mamy uczucia i potrzebujemy normalności. Nikt nie chce zrozumieć, że też chcemy spróbować życia, bo przecież mamy do tego prawo.

- Anastazjo, wróć o mnie. Ocknij się!
Otwieram oczy i przyglądam się rozczochranemu rudzielcowi, który tak się składa, że jest moją najlepszą przyjaciółką.
Wzdycha z ulgą i siada obok mnie.
- Myślałam, że coś ci się stało. Nie było cię przy nim, bałam się, że coś poszło nie tak.
- Nie dostałam się do jego myśli, chociaż byłam bliżej niż wcześniej.
Odwróciła się w moją stronę i ponaglająco skinęła głową.
- Pochłonęły mnie wspomnienia...
Nie musiałam nic więcej mówić. Przysunęła się i przytuliła mnie, siedziałyśmy tak bardzo długo - płakałam chowając twarz w jej koszuli, a ona pocieszająco głaskała moje włosy.
Co mogłam zrobić? Czułam jak rozpadam się na małe kawałeczki, nie chciałam już być czarownicą, nigdy o to nie prosiłam. To wszystko zaczynało wymykać się spod mojej kontroli i bardzo mi się to nie podobało.
- Alice?
- Tak?
- Muszę go odzyskać.
- Tak, wiem.
Poklepała mnie pocieszająco po plecach, a ja zapadłam w sen.

- Zabieram ją stąd, tutaj nie jest już bezpiecznie.
Jacob wydawał się wzburzony, ale nie wiedziałam dlaczego. Dopiero zaczynałam się wybudzać ze snu i nie kojarzyłam wszystkich faktów.
- Nie możesz jej stąd wywieźć, Katherine nigdy się na to nie zgodzi.
- Jakoś nie widzę jej tutaj, kilka razy próbowałem z nią rozmawiać, ale nie przyjechała tutaj, a jej pomoc byłaby bezcenna w złamaniu zaklęcia Elizabeth.
Alice zaśmiała się sztucznie sprawiając, że poczułam nieprzyjemne ciarki na ciele.
- Nie łudź się, jej matka jest słaba i tylko dlatego nic jej nie grozi ze strony snobistycznej czarownicy z krainy wiecznych kłamstw i intryg. Musisz zrozumieć, że aktualnie najsilniejszymi przedstawicielami rodu Draco są Elizabeth i Anastazja, która na tą chwilę nie potrafi posługiwać się swoją mocą.
- I to jest dziwne, Annie dostała od babki list, bez niego nie wiedziałaby o magii i nie byłaby konkurencją dla wariatki.
- Niekoniecznie, w końcu zaklęcie i tak by wygasło. Wiedźma nie miała przecież wystarczającej mocy, żeby całkowicie odebrać jej magię.
- Sam nie wiem, wydaje mi się, że tańczymy tak jak nam zagra. Nie wykluczam, że w jakiś pokrętny sposób zaplanowała omotanie Anastazji, może właśnie po to jest jej potrzebny Marcus.
- Nie bój się, nie przechytrzy mnie - odwrócili się zaskoczeni - nie jest białym krukiem, ani żadnym innym wyjątkowym stworzeniem. Jest zwykłą, wredną wiedźmą, którą pokonam.

A.
____________
Nie spodziewałam się, że tak szybko napiszę kolejny rozdział, który będzie w dodatku taki długi. Nie należę do osób cierpliwych, więc już go dodaję z czego mam nadzieję, że się ucieszycie
[Na wattpad zaczęłam dodawać coś w rodzaju przemyśleń, nigdy niewysłane listy - nie zrobiłam z tego bloga, bo posty byłyby za krótkie]


Sorciere Lúthien jest Marcus, może inne wcielenie, ale jest :)


4 komentarze:

  1. Trochę się tu zadziało i w sumie ulżyło mi jak się dowiedziałam, że to sen :D. Czekam na kolejny :D. Pozdrawiam!
    xxforeverxxx.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rany, chyba źle to opisałam, bo to nie był sen. Anastazja, po prostu straciła przytomność podczas tego całego czary mary.

      Usuń
    2. Odczytałam twoją wiadomość i dzięki za poprawkę :D. Może to ja coś źle doczytałam, ale to już nieważne. Ważne, że wszystko jest już wyjaśnione :D.

      Usuń
  2. Bardzo ciekawy nowy rozdział :) Rzeczywiście, wreszcie mogłam poczytać coś o Marcusie, choć ciągle chce więcej! - mam nadzieję, że w następnym rozdziale Anastazja i Marcus spotkają się, bo już nie mogę się tego spotkania doczekać :)
    Piosenka bardzo ładna, słuchałam ją przez cały rozdział - pasuje.
    Znalazłam małą literówkę:
    wymają
    wymagają
    Zrozumiałam, że to nie sen, tylko poprzednie wcielenia głównych bohaterów, także nie sądzę, żebyś źle to opisała. Ja bym tego nie zmieniała, bo podobał mi się ten fragment.
    Również nie spodziewałam się tak szybko rozdziału, ale cieszę się, że mogłam go już przeczytać. Czekam na kolejny.
    Pozdrawiam

    amandiolabadeo.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń